z jego owoców robię wódeczkę) i na dodatek nikt nie zbiera owoców. Długo się nie zastanawiałem.
Owoce zrywam w okolicach listopada tuż po
pierwszych przymrozkach. Mam wtedy pewność,
że owoce będą dojrzałe i soczyste, a co najważniejsze wydrążenie środka nie będzie sprawiało dużo problemów.
że owoce będą dojrzałe i soczyste, a co najważniejsze wydrążenie środka nie będzie sprawiało dużo problemów.
Po zborach i wstępnej selekcji (brzydkie,
nadgnite pigwy wyrzucam), pigwy sparzam, zalewając je gorąco wodą zagotowaną w
czajniku, następnie pod bieżącą wodą szoruje je dość dokładnie
w celu pozbycia się wszelakiego brudu.
w celu pozbycia się wszelakiego brudu.
Gdy owoce są już umyte czas na przygotowanie
ich do zasypania cukrem. Pigwy rozkrajam, wydrążam środek (pestki) a następne
kroje na mniejsze kawałki. Wcześniej obierałem pigwę
ze skórki ale podpatrzyłem na innych stronach, że nie jest to konieczne, więc tego już nie robię. Smak taki sam a o wiele mniej roboty. Niektórzy nawet oszczędzają sobie usuwania pestek
i po prostu pokrojone w ćwiartki pigwy od razu zasypują cukrem. Ten sposób jakoś do mnie nie dociera, dlatego wolę pestki wydrążyć i mieć spokojną głowę, że pigwówka nie będzie gorzka itp.
ze skórki ale podpatrzyłem na innych stronach, że nie jest to konieczne, więc tego już nie robię. Smak taki sam a o wiele mniej roboty. Niektórzy nawet oszczędzają sobie usuwania pestek
i po prostu pokrojone w ćwiartki pigwy od razu zasypują cukrem. Ten sposób jakoś do mnie nie dociera, dlatego wolę pestki wydrążyć i mieć spokojną głowę, że pigwówka nie będzie gorzka itp.
Gdy owoce są już przygotowane potrzebujemy
dużego słoja lub innego pojemnika do którego będziemy na zmianę wrzucać porcję
pigwy, a następnie zasypywać owoce cukrem. I tak, aż do wyczerpania pigwy.
Ilość cukru powinna być proporcjonalna do wagi pigwy (1 kilogram owoców
pigwowca najlepiej zasypać 1 kg cukru).
Tak przygotowane owoce odstawiam w dość
chłodne miejsce, bo nie chcę żeby zaczęły fermentować. Jeżeli ktoś chce mieć
spokojną głowę może już na tym etapie wlać trochę wódki bądź kieliszek
spirytusu do pojemnika z pigwą i mieć pewność, że proces fermentacji się nie
zacznie. W ciągu 2-3 dni z cukru raczej nic nie zostanie, a owoce będą pływać w
ładnie pachnącym, żółtym syropie. Przez okres „leżakowania” w słoju kilka razy
dziennie miąchałem nim, żeby cukier dobrze się rozpuścił.
Po 3 dniach za pomocą sitka najpierw dużego
później z mniejszymi dziurkami zlałem powstały syrop. Do zlewania soku świetnia
sprawdza się też pielucha tetrowa. Bardzo dobrze zatrzymuje wszystkie paprochy
i inne ustrojstwa, które pływają w naszym soku, a których nie chcemy, ażeby w
nim były.
Lekko odciśnięte owoce pigwy nadają się teraz
do powtórnego zasypania cukrem. Z tym,
że cukru trzeba dać już zdecydowanie mniej niż za 1 razem gdyż owoce nie są już tak soczyste jak na początku i duża ilość cukru nie ma szans rozpuszczenia się. Zlany sok przelałem do butelki i wlałem trochę wódki (ok. 100 ml.), żeby zatrzymać ewentualny proces fermentacji
(nie dolewałem alkoholu wcześniej) postawiłem w chłodne miejsce (nie do lodówki chociaż chyba by się nic z sokiem nie stało).
że cukru trzeba dać już zdecydowanie mniej niż za 1 razem gdyż owoce nie są już tak soczyste jak na początku i duża ilość cukru nie ma szans rozpuszczenia się. Zlany sok przelałem do butelki i wlałem trochę wódki (ok. 100 ml.), żeby zatrzymać ewentualny proces fermentacji
(nie dolewałem alkoholu wcześniej) postawiłem w chłodne miejsce (nie do lodówki chociaż chyba by się nic z sokiem nie stało).
Po kolejnych dwóch-trzech dniach powtórzyłem
wszystkie czynności związane ze zlewaniem soku powstałego po rozpuszczeniu
cukru. Owoce wyrzuciłem. Niektórzy zostawiają je i robią z nich dżemy czy
dodają po trochu do herbaty. Ja się w takie rzeczy nie bawię. Tak więc wszystko
poszło do kosza. Do zlanego syropu dodałem ten z poprzedniego zlewania i wymieszałem
to wszystko z wódką. Wyszło mi około 0,7 litra soku i do tego dodałem 1,4 litra wódki. Rozlałem do butelek i odstawiłem w ciemne miejsce, żeby odstało.
to wszystko z wódką. Wyszło mi około 0,7 litra soku i do tego dodałem 1,4 litra wódki. Rozlałem do butelek i odstawiłem w ciemne miejsce, żeby odstało.
Po kilkunastu dniach w
zasadzie pigwówkę można już pić, ale ja zawsze staram się, żeby przynajmniej
rok odstała bo po takim czasie jasno żółty płyn zmienia kolor na piękny
klarowny bursztynowy kolor. A wtedy nie pozostaje już nic innego jak tylko
konsumpcja.
P.S. Taka pigwówka jest bardzo dobra na przeziębienie bo ma w sobie ogromne
ilości witaminy C. Gdy choroba męczy, trzeba wypić sporej wielkości kieliszek i
do łóżka wygrzewać się. Następnego dnia powinno być już znacznie lepiej w
kwestii choroby.
Alex Van der Beck
Ja alkoholu nie pije, ale rodzicom z pewnością się spodoba ;D
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG:)
Pigwówki domowej roboty nie piłam, ale taka 'sklepowa' jest świetna!:) Chętnie zrobiłabym taką, bo na pewno ma dużo lepszy smak niż kupna:)
OdpowiedzUsuńhttp://uglyographyy.blogspot.com/